Wtedy chłopak spod Sandomierza spróbował swoich sił w zespole juniorów Górnika Zabrze, ale przygoda trwała krótko, bo rozcięcie głowy wybiło go z treningowego rytmu. W dodatku gdy jako nastolatek zaczął szybko rosnąć to miał problemy z koordynacją i zarzucił piłkarskie marzenia. Dopiero gdy mocno wrósł już w śląski klimat i był już w wieku oldboja to wrócił do piłki... jako działacz, a od 12 lat jest w kierowniczym gronie Podokręgu Zabrze.
- Działaczem w piłce nożnej jestem od 35 lat – mówi Krzysztof Skurski. - Jak w większości przypadków tak i w moim życiu rozpoczęło się od... kontuzji. Pracowałem na kopalni, a mieszkałem obok boiska, wtedy jeszcze Pogoni Zabrze. To były takie czasy, w których kończyła się era PRL-u i brakowało ludzi do działania w sporcie, bo ciepłe posadki w klubach się pokończyły. Wtedy właśnie od tych, którzy próbowali ratować sport na Zaborzu usłyszałem: „mógłbyś przyjść i pomóc”. Wprawdzie byłem wtedy na 9-miesięcznym rewirze, po wypadku w pracy i kuśtykałem o kulach, ale trochę z nudów, a trochę z ciekawości poszedłem na boisko. Tak się zaczęło. Wciągnięto mnie do zarządu i zacząłem pełnić klubowe funkcje. Przez 20 lat byłem zastępcą już świętej pamięci prezesa Józefa Kaczmarka, który to właśnie mnie „ściągnął” do klubu. Wymyśliłem wtedy, że na terenie klubowym zrobimy targowisko i to nam przynosiło zyski, które pozwoliły klubowi przetrwać najtrudniejsze czasy. A kiedy już stanęliśmy na nogi to uznaliśmy, że ważniejsze będzie wychowywanie młodzieży niż utrzymywanie seniorów, mających coraz większe roszczenia. Dlatego w szyldzie mamy Młodzieżowy Klub Sportowy i możemy się szczycić, że naszym wychowankiem jest Łukasz Skorupski. Pod tym szyldem MKS Zaborze Zabrze doszedłem też do roli prezesa i pełniłem ją przez 6 lat, a od 3 lat jestem już na zasłużonej emeryturze. Od piłki się jednak nie odciąłem, bo od 2012 roku jestem w Zarządzie, jak to się wtedy nazywało, a dzisiaj nosi nazwę Prezydium Podokręgu Zabrze i wspieram Prezesa Jarka Brysia. Natomiast stery klubu 3 lata temu przekazałem w młode ręce, namaszczając Darka Piskora na swojego następcę. Gdy ja działałem trzeba było umieć rozmawiać z ludźmi i spotykać się z nimi. Dobrze się w tym czułem. Teraz natomiast wszystko załatwia się przez komputer i to już nie jest moja bajka. Odszedłem więc, tak jak zapowiadałem w wieku 67 lat w dobrym momencie i dla mnie, i dla tych, którzy są młodzi i lepiej poruszają się w tym dzisiejszym świecie. Chodzę jednak na boisko, zaglądam, sprawdzam czy wszystko jest na dobrej drodze, bo po tylu latach poświęcenia i pracy gdyby się tam coś teraz źle działo to by mi chyba serce pękło. Nie znaczy to jednak, że traktują mnie w klubie jak „nadzorcę”. Wydaje mi się, że jestem mile widziany i jeżeli mogę pomóc, czy doradzić to pytają albo dzwonią do mnie i chętnie podpowiadam.
W 35 latach działalności najwięcej było zwykłych dni, w których najważniejsze było wiązanie klubowego końca z końcem, ale zdarzały się też wyjątkowe chwile, które dawały „kopa” do dalszej pracy.
- W latach 90 przyjechała na Śląsk jakaś ligowa drużyna chyba z Maroka – wspomina Krzysztof Skurski. - Mieli grać sparing z Górnikiem, ale naszemu wielkiemu sąsiadowi z ekstraklasy coś wypadło i zaproponował nas jako zastępców. A my byliśmy wtedy w okręgówce. Podejmowaliśmy więc na naszym boisku zespół z najwyższej półki i przy pełnych trybunach, bo wywiesiliśmy afisze i ludzi ciekawych jak się ten mecz zakończy zebrało się naprawdę dużo, zremisowaliśmy 1:1. Gdy nasi przeciwnicy dowiedzieli się, że my gramy na co dzień w regionalnej lidze to złożyli nam serdeczne gratulacje, a Zaborze świętowało międzynarodowy sukces.
Dzisiaj o takich spektakularnych wynikach nikt raczej na Zaborzu nie myśli, ale to nie znaczy, że na progu 2024 roku ludzie związani z osiedlowym klubem nie mają swoich ambicji i marzeń.
- W 2024 roku życzę mojemu klubowi, bo jego sympatykiem będę na pewno do końca życia, żeby nasza młodzież, grająca w klasie A robiła postępy – dodaje Krzysztof Skurski. - Oczywiście słyszę głosy o tym, że fajnie byłoby wrócić do okręgówki, w której ostatnio byliśmy w sezonie 2017/18, ale ja uważam, że najważniejsze jest ogrywanie młodzieży. Gdy ja rozpoczynałem swoją działalność w klubie, to była w nim seniorska drużyna w okręgówce i trzy drużyny młodzieżowe, a teraz mamy w każdej kategorii wiekowej po dwa-trzy zespoły. Nie wiem ilu zawodników dokładnie w tej chwili jest zarejestrowanych w klubie, ale za mojego prezesowania było 360 dzieciaków. A to jest klub osiedlowy. Byliśmy też nawet za mojej kadencji w I Lidze Wojewódzkiej A1 Junior i graliśmy z najlepszymi drużynami juniorskimi na Śląsku. Możemy się również pochwalić dobrym boiskiem i drugą po Gwarku sztuczną murawą w Zabrzu. Pamiętam, że gdy zacząłem planować jej położenie na naszym obiekcie to słyszałem w odpowiedzi: „szybciej nam kaktus wyrośnie na dłoni niż będziecie mieć boisko ze sztuczna trawą”. Dłoni z kaktusami nie widziałem, ale boisko służy nam już wiele lat i niebawem będą kłaść nową nawierzchnię, bo stara się zużyła. O bazę wokół boiska też zadbaliśmy i co najważniejsze mamy dobrą atmosferę w klubie. Dzięki temu przychodzą do nas ciągle nowi zawodnicy i cieszę się, bo widzę, że to co robiliśmy z Józkiem Kaczmarkiem przez tyle lat miało sens.